sobota, 14 sierpnia 2010

T. Lenartowicz „Jak to na Mazowszu”

Po szerokiem polu modra Wisła płynie,
Pochylone chaty drzemią na dolinie,
Nad woda zgarbiony stary dąb żylasty,
Kędy bielą płótna wesołe niewiasty.
Po łące bociany stąpają powolne,
W owsach jednostajnie brzęczą świerszcze polne.
A z borów cienistych leśnej okolicy,
Rozwiewa się wonność sosnowej żywicy.
Po niebie obłoki jak bieluchne runo,
Słoneczkiem przeciekłe pod błękitem suną.

Na wodzie, na Wiśle, śród ciszy poranka
Płynie łódź flisowska jak szara cyranka,
A za nią ładowne pszenicą galary,
Szum wioseł na falach i śmiechy i gwary.
Po boru jagody dziewczę rwie na wrzosie
I śpiewa miłemu: Pędź głosie po rosie.
Po długiej dolinie tęskne tony ciekną
I słychać piosenkę daleko, daleko.
I gdzie się obrócisz, nad Wisłą, nad Bugiem,
Brzmi nuta serdeczna za bydłem, za pługiem.
Po wodzie srebrzystej, po zielonym gaju -
Jakby jedna dusza była w całym kraju.

Oj śliczna to ziemia to nasze Mazowsze!
I czystsza tam woda i powietrze zdrowsze -
I sosny roślejsze, i dziewki kraśniejsze,
I ludzie mocniejsi, i niebo jaśniejsze.

Gdzie mi tak na świecie kto zagra do ucha?
Gdzie mi się rozśmieje tak raźno dziewucha,
Gdzie mi pokażecie naszą chatę lichą,
Taki bór szumiący, taka łąkę cichą;
Kędy ja usłyszę tyle ptactwa wrzasku?
Zkąd wam modrej Wisły i białego piasku?!
Serce moje, serce do tych lasów goni,
Do Wisły, do Wisły – oj tęskno mi do niej!
Szczęśliwe kuliki, szczęśliwe rybitwy,
Co nad nią powietrzne zawodzą gonitwy.
Oj Mazur ja Mazur pomiędzy obcemi,
Zmarnuję ja młodość na nieswojej ziemi.

Kiedym szedł do ludzi cały dzień padało,
Pod wieczór się za mną słońce obejrzało -
Oj poczerwienione jak oczy matczyne
Co mnie błogosławiąc patrzyła w dolinę.
Wiatr szumiał po polu a pszeniczne kłosy
Strząsały na ścieszkę krople jasnej rosy.
Po boru, po lesie, przez gęstwinę ciemną,
Na gałęziach wrony krakały nademną,-
Sierocemu sercu tak się wydawało
Jakby coś w powietrzu po lesie płakało.
Spojrzałem przed siebie – nikogo nie było,
Kilka ciemnych sosen w ziemie się chyliło,
Daremno po drodze patrzyłem za siebie,
Jedna tylko gwiazdka mrugała na niebie,
I ta utonęła w ciemnej, mrocznej fali,
Nie było nikogo – i poszedłem dalej.
I dalej i dalej w świat szeroki, długi -
Bywajcie mi zdrowe mazowiecki smugi!

Ludzie, nasi ludzie na polu leżący,
Bracia Mazurowie coście tacy śpiący?
Wstawajcie! wstawajcie! - Daremne wołanie!
Potłuczone zboże więcej nie powstanie.
Na dalekiej ziemi leży lud na pował,
Połamane kosy co na wojnę kował.
A ja patrzę na nich we łzach niewymownych -
I przygrywam sobie na skrzypkach wędrownych.

Lasy, nasze lasy, mazowieckie lasy,
Coście przeszumiały nasze sławne czasy -
Gdzie się to podziała nasza dawna chwała?
Wiatrem się rozwiała, śniegiem roztopniała.
Taka wielka ziemia – o mój mocny Boże!
I że też z przemocy otrzęść się nie może.
I poco to kwiecie rośnie i dla kogo -
Żeby je wróg deptał swą przeklętą nogą?!
I poco ta Wisła srebrne toczy fale -
Żeby w niej swe konie pławili Moskale!
Na co się te nasze dziewki wychowały -
Żeby dziś moskiewskie dzieci piastowały!
Oj bracia Mazury! Krzywda nam się dzieje,
Ojcowską chudobę rozkradli złodzieje.
Wiecie zkąd te gwiazdy i piasek nad Wisłą?
Ile ludzi padło tyle gwiazd zabłysło;
Z każdej łzy ziarenko piasku urobione,
Te gwiazdy i piasek – toć niepoliczone!

Skrzypki, moje skrzypki, do serca zagrajcie,
A wy też Mazury chętnie posłuchajcie.
Wszystko zostawiłem a wziąłem to jedno
Od czego wam lica to płoną to bledną,
I włóczę się oto i tęskliwie żyję -
Westchnieniem się żywię i łez się napiję.
I tak schodzi zima i za zimą lato -
Boże dopuszczenie – chwała mu i za to!
Zagrajcie skrzypeczki, niechaj wdzięczne granie
Cichy wiatr zaniesie gdzie moje kochanie.
I życie i piosnka dobrze się opłaci,
Jeżeli łzy perły weźmie z serca braci.

Witajże mi, witaj ojczyzno kochana,
W boleści, w tęskności – oj dana! oj dana!