wtorek, 27 lipca 2010

A. Felmanówna „W zimowy poranek”

Idę ulicą. Wokoło mnie liczny tłum handlarzy,
A wśród nich dziecię o zakrytej twarzy
Chuścina w wielkie kolorowe łaty,
Którą pewnie dostała babka niepamiętnej daty,
Nosiła ją chyba ona i matka i brat duży,
A teraz jeszcze tej dziecinie służy.
Z pod chusty przetarte łachmany zwisają
- Nie bardzo mocno grzać się wydają –
Szyła je matka z kaftana, z fartucha
I mają służyć zamiast kożucha...
Na nogach skarpetki wyblakłe, podarte.
I wielkie buty ojca wytarte.
A rączki ma od mrozu sino-fioletowe
I trzyma w nich świeczki – świeczki chanukowe.
I chociaż ręce drżą, trzyma towar wytrwale
I sobie powtarza wciąż, iż nie ma mrozu wcale.
Rozlega się dziecka głos ochrypły, lecz miły,
Chwilami cichnie znów- dziecię już nie ma siły.
A gdy przypomni sobie, że głodna rodzina,
To wzmaga się znów głos i poważnieje mina.
Tam w izbie, w wilgotnej suterynie
Malutkie rodzeństwo wśród nędzy ginie:
Braciszek głodny, siostrzyczka chora,
Pieniędzy nie ma już na doktora.
Mateczka dziecka, ta matka kocha,
Wstaje codziennie z samego rana,
Choć bardzo jest słaba, każdemu pomoże,
A później pieczywo sprzedaje na dworze.
Jest jeszcze babcia, siwa staruszka,
Która już wcale nie wstaje z łóżka
Ojciec nie żyje, zmarł na suchoty,
Dużo więc w domu jest do roboty.
A przede wszystkim zarabiać trzeba,
By mieć dla maleństw kawałek chleba.
Stoi więc dziecko na mrozie za dnia,
W pudełku świeczki kolorowe ma,
A gdy przypomni sobie – rodzeństwo niezdrowe,
Woła jak najgłośniej: Świeczki chanukowe!
Wieje zimny wiatr, a mróz jest nie mały,
Tuli dziecko się, rączki mu zdrętwiały,
Nóżki też przemarzły, a mróz oddech ścina,
„świeczki chanukowe!” krzyczy wciąż dziecina.
A gdy mróz się wzmaga, gdy wiatr silniej wieje
Malutka handlarka oddechem się grzeje.
Grzać mają oddechy tak jak ciepłe picie...
Dziecko nie narzeka: musi wołać „świece”
Idę ulicą. Handlarkę minęłam, ale widzę stale
To dziecię, co stoi na mrozie wytrwale,
Tę chudą sylwetkę, te zmarznięte nogi,
Te ręce skostniałe i ten strój ubogi.
I słyszę jak krzyczy, wytężając siły,
Słyszę głos dziecka ochrypły, lecz miły:
„Świeczki, świeczki kolorowe.
Świeczki, świeczki chanukowe”