Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warszawa do 1918. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warszawa do 1918. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 listopada 2010

Posłuchać proszę

(reklama napojów gazowanych firmy „Prana”)

Oto cud świata mamy nareszcie
Wprost dobrodziejstwo – spróbować spieszcie.
Bo to – co zdrowe, praktyczne w świecie
Odnaleźć można w „Prana” Sparklecie.
W domu – na morzu – w górach – w dolinie
Tęczową strugą nektar popłynie,
Spragnione usta szczerze ukoi –

Bo jak druh wiernie w potrzebie stoi
Bo Sparklet „Prana” w przeciągu chwili,
Tak – jak czarodziej życie umili.
Gdy zapragniecie – jest szybko – zdrowy
Z kwasem węglowym napój gotowy.
Czy lemoniada – czy też sodowa
Czy mineralna woda gazowa.

A wreszcie – jednej minuty trwanie
I nawet szampan jest na żądanie.
Więc nie zwlekajcie – oto ma rada,
Spróbować warto – bo kto raz zbada
Wszystkie zalety Sparkletu „Prana”
Tego przeniknie rozkosz nieznana.

sobota, 21 sierpnia 2010

W. Łaszczyński „Dzień Zaduszny” (fragment)

III
Powązkowski nasz cmentarz - to przez śmierć wydarta
Z księgi życia Warszawy najwspanialsza karta!
Z jakich mężów i niewiast gród syreni słynie,
Wypisane masz na niej, jak na pergaminie,
Uwieczniło zaś onych nie pióro, lecz dłuto,
Każdą bowiem literę w kamieniu wykuto,
Chociaż nie brak napisów na blasze i drzewie,
I o jakich, niestety, nikt dzisiaj już nie wie!
Oto na starym murze świecą złote głoski,
Wskazując, gdzie pogrzebion Melchior Szymanowski,
Właściciel ongi Powąsk, fundator cmentarza.
Tutaj na tle katakumb słynny Nesselrode
O znikomościach życia ludzkiego rozważa -
W sąsiedztwie Jachowicza, co orlęta młode
Ukochał ponad życie! Dalej wzrok uderza
Sarkofag Godebskiego, poety-rycerza,
Potężnie w ziemię wrosły, naprzód wysunięty,
Jak ten co legł w nim, kiedy w bitew szedł odmęty.
Ówdzie został nagrobkiem uczczony Malczewski,
Choć nie znana nikomu mogiła poety,
Co przed ziemską już chwałą dostąpił Niebieskiej -
Po życiu wypełnionym goryczą, niestety!
A ilu w katakumbach złożyło swe kości -
Któż te wszystkie imiona i nazwiska zliczy?
Tu Dominik Merlini, Króla Jegomości
I Rzeczypospolitej niegdyś budowniczy,
Obok Poniatowskiego, Prymasa Korony,
Tam kniaź hetman Ogiński, a przy nim uczony
Bohomolec, którego Diabeł w swej postaci
Wykorzeniał zabobon z umysłów współbraci.
Opodal na pomniku patrzy spoza szyby
Ksiądz Dekert, dziecię ludu. Tu w całej osobie
Tragiczny Królikowski z marmuru, jak gdyby
Chciał raz jeszcze przemówić! Tam anioł w żałobie
Nad stratą Żółkowskiego, co rozśmieszał tłumy,
Stoi cichy i pełen bolesnej zadumy.
Gdzie legł śpiewak Kaliny, wianeczek na krzyżu
Wiejskie chłopię zawiesza. Tu sławna Rivoli,
Prymadonna opery, tam Elsner w pobliżu
Moniuszki, oraz Dobrski, świetny w Jontka roli,
I badacz Słowiańszczyzny, Maciejowski stary -
Mają groby. Za nimi grób pięciu poległych,
Stawiąc żywo przed oczy liczniejsze ofiary,
Budzi w sercach wspomnienie lat dawno ubiegłych.
Tu Narcyza Żmichowska pochowana, dalej
Odyniec, tudzież autor Karpackich górali.
W innej stronie cmentarza Ludwik Niemojowski
I Janek z Bielca, obaj przyjaciele dzieci,
Śpią snem wiecznym, już wolni od wszelakiej troski,
A nad każdą mogiłą godło Wiary świeci!

sobota, 14 sierpnia 2010

J. Kaczmarski „Wiosna 1905”

Wiosenny dzień - zapach lip
Po deszczu ulica lśni
Stuk podków i siodeł skrzyp
Koń wiosnę poczuł i rży
Bandytów złapano dwóch
Przez miasto prowadzą ich
Drży koński przy twarzy brzuch
Drży twarz przy końskim brzuchu
Długo czekali na tę wiosnę
Całe swoich piętnaście lat
W marszu w Aleje Ujazdowskie
Z twarzy uśmiech dziecięcy spadł
Idą i drogi swej nie widzą
W myślach pierwszy piszą już list
Konie wędzidła swoje gryzą
Uszy drąży kozacki gwizd
To dzieci w słów wierzą sens
To dzieci marzą i śnią
To dzieciom sen spędza z rzęs
Dobro płacone ich krwią
Dorośli umieją żyć
Dorosłym sen - mara - śmiech
To dzieci będą się bić
Za słów dorosłych prawdę
Przeszli, nie widać ich zza koni
Znika po kałużach ich ślad
Jeszcze w ostrogę szabla dzwoni
Czymże byłby bez tego świat
Pusta ulica pachnie deszczem
W drzewach jasny puszy się liść
W mokrym powietrzu ciągle jeszcze
Krąży kozacki gwizd!

J. Kaczmarski „Wieszanie zdrajców na Rynku Warszawskim w roku 1794”

Nic nie widać stąd gdzie stoję
Gęsto krążą w słońcu głowy
Tłum napiera na konwoje
Wokół prostych trzech rusztowań
Każdy krzyczy co innego
Nazbierało się wściekłości
Pcha się jeden na drugiego
Dziś będziemy bezlitośni
Król gdzieś w oknie stoi ponoć
Nic dziwnego że się kryje
Różnie może być z koroną
Gdy hetmańskie cierpną szyje
Nie dla żartu biskupowi
Postawili szubienicę
Pustą pętlą wiatr kołysze
Nie wiadomo kogo złowi
Krzyk się wzmaga - pierwszy w górze
Stąd nie widać tylko który
Nie chciałbym być w jego skórze
Dla nas też już kręcą sznury
Drugi dynda wrzawa wściekła
Mało tryumfu gniew w zenicie
Tamci w drodze już do piekła
A nam walczyć tu o życie!
Trzeci szarpie się jak umie
Coś tłumaczy klęka pada
Bo niełatwo mu zrozumieć
W taki sposób słowo zdrada
Zawisł - Tańczy przez minutę
Życie w nim ugrzęzło twardo
Jeszcze w pętli kopie butem
Z płaczem wstydem i pogardą
Wiszą zdrajcy takie czasy
Będą wisieć przez dni parę
Wrony drzeć z nich będą pasy
Jak się drze sztandary stare
Może wreszcie coś się zmieni
Coś wyniknie z tej roboty
Zanim zdejmą ich z szubienic
Żeby w trumnach złożyć złotych.

K. Laskowski „Warszawa”

Warszawa…
Srebrna Wisły wstęga,
Mazurskich piasków zagon płowy…
A tam, by jakaś stara księga,
By jakiś herbarz narodowy,
W którym spisane: ból i sława,
Oprawne w kamień – to Warszawa!

Na pierwszej karcie księgi starej
Starego Miasta raptularze:
Królewski posąg, wieża Fary,
Latosich murów zrąb przy Farze,
Dalej mieszczańskich domków szereg,
Z dachami, nakształt furażerek,

Jak żołnierz z bronią u ramienia,
Stoją ku rzece obrócone…
Nad nizkim progiem wnęk z kamienia,
Na wnęku daty wyżłobione:
Anno domini…
Czytaj duszą,
Nim czas i ludzie je pokruszą!

Jesienny ranek w mgieł robronie
Płynie, jak gdyby w dymach prochów –
A tam na drugiej rzeki stronie,
Za wody wstęgą: Praga, Grochów!
Wspomnienia… Leci obłok mgławy
Do starej księgi! do Warszawy!

Nad Starem Miastem w świt zamglony,
Jakieś latosie echa gwarzą…
Ku Farze naród rozmodlony
Idzie z natchnioną dziwnie twarzą,
Chorągwie wieją! lud się tłoczy…
Niejedne łzą zachodzą oczy!

Wspomnienia… echa… mgły jesieni…
Minionych wiosen złudo blada!
Księgo! Na karty twe z kamieni
Z powiewem wichru liść opada
Zwiędły, piekącą dolą zżarty…
Weź go, o księgo! na swe karty!

J. Żuławski „Łazienki”

Poszedłem do Łazienek. Park królewski stary
Drzemał w słońcu i ciszy. Na zwierciadle wody
Wsparłszy białe, w marmurze wykowane schody,
Pałac lśnił przez zielone gęstych drzew konary.

A z drzew na białe barki nimf, na strojne panie,
Na przechodniów tłum barwny, gwarny, uśmiechnięty
Leciał gęsty liść żółty, przedwcześnie zwiędnięty,
Tu – gdzie niegdyś królowie mieli swe mieszkanie…

I tak mi się zdawało, że w tym parku słyszę,
Przez gwar rozmów idące i przez nieba ciszę,
Łkanie jakieś nieśmiałe, głuche, przytłumione

- Z drzew, czy z nieba, czy ziemi… Tłumy rozbawione:
Snadź to drzewa, gdy wiatr je niewidzialny ruszy,
Płaczą tak… a bez echa w niewolników duszy?

środa, 28 lipca 2010

Z. Rabska „Saski Ogród”

Jak tu jasno... Choć z chłodu drżą nagie kasztany
I Marca szarość jeszcze dokoła się ściele -
Już odrodzeń czas nadszedł... I w którąś Niedzielę
Rankiem zbudził się ogród... Jeszcze zasłuchany

W białe melodye zimy, już powoli wdziewa
Wonne zasłony wiosny... Pachnie świeżą ziemią,
I dzieciństwa słodyczą... W głuchych domkach drzemią
Posągi... Słońce nagie całuje już drzewa...

Wózeczki małych dzieci jak jasne motyle
Roją się ciepłem słońcu dokoła fontanny...
Śmiech życia tu kaskadą bije nieustanny -

I swojo tu i dobrze - - póki wzrok czasami
Nie padnie na ten sobór tam, za arkadami,
I na nakrytą złotym Kampanillę...

wtorek, 27 lipca 2010

Z. Rabska „Panorama Warszawy”

Patrzałam na nią z Pragi... Jak na starym sztychu
Występowały twardo jej wieżyc kontury
I domostwa. Skłębione ponad niemi chmury - -
Spodem Wisła szeroka płynęła po cichu...

Archaiczne łódeczki i ciężkie galary
Pełne mrowia ludzkiego chwiały się na fali...
Zda się, ujrzę na tarczy Syrenę gdzieś w dali,
I na wstędze „Varsovia” napis w górze stary...

Długi pas się rozwija drogiej panoramy
Przed oczami ... Sztych cenny! Śnią się Średnie wieki...
Śni oblicze Warszawy z epoki dalekiej,

Tej Warszawy królewskiej, której dziś – nie mamy...
...I dusza ma w Przeszłości zwróciła się stronę,
Nie patrząc w Teraźniejszość – w te mosty zburzone...

S. Jachowicz „Żydek”

Szła ulicą dziecinka, biedna wynędzniała,
Oczka rączką zasłaniała,
Spostrzegła to przez okno dobroczynna pani
I chleba posyła dla niej.
Cieszy się już zawczasu myślą pięknej cnoty,
Bo cóż milej, jak ulżyć cierpieniom sieroty?
Wkrótce powraca z chlebem służąca zdyszana,
„Ah!” – rzecze – pani kochana!
„To żydziak, a któż widział wspomagać żydziaka?”
Dobrą panią uwaga oburzyła taka.
„Ale biedny” – odpowie – „wesprzeć go potrzeba;
Idź, zanieś mu natychmiast ten kawałek chleba;
On bliźni, nic nie znaczy w wyznaniu różnica.
Wszakże słońce jednako wszystkim nam przyświeca”

Anonim „Zdrobniały warszawiak”

Ugrzecznionym jest warszawiak,
Pieszczotliwie wszystko mieni:
Zwie Warszawką, nie Warszawą
Ukochany Gród Syreni.

Je śniadanko, nie śniadanie,
Kawkę, mleczko lub herbatkę,
Przed obiadkiem zaś wódeczka
Miłą dlań stanowi gratkę...

Później rżnie na bilardziku
Karambolki, piramidki,
Albo idzie na spacerek
I poluje na kobitki.

Wieczór spędza w knajpce miłej,
Gdzie muzyczka mu przygrywa,
I kufelek za kufelkiem
Piwka sobie rad używa.

Kiedy weźnie zaś pensyjkie
Lub zdobędzie coś zaliczki,
Wtedy puszcza się na różne
Awanturki i wybryczki.

Tym systemem pieszczotliwym
Swe wesołe pędząc życie
Tak się zżył z zdrobniałą kiesą,
Że sam zdrobniał całkowicie.

Mimo tego kontent z siebie
I zupełnie się nie biedzi,
Choć ma główkę już nie głowę,
W której móżdżek nie mózg siedzi.

Anonim „Niestarty policzek”

Niby opasła moskiewska kupczycha,
Na saskim placu sobór się rozwalił;
Carsko-mongolska stworzyła go pycha,
Żeby kult knuta w duszach nam ustalił.
Nie był symbolem rycerza w szyszaku,
Nie religijna zrodziła go wiara -
Powstał, by mówił: „Pamiętaj, Polaku,
Że niewolnikiem wiecznym jesteś cara.

J. K. Radecki „Jest miejsce…”

Jest miejsce na męczarnie - plac Saski się zowie.
To dla tortur, katowni obrali carowie;
Tu Konstanty carewicz do taczek zaprzągał,
Tu - z żołnierzy zmrożonych ducha on wyciągał,
Tu, Polski bohaterów biorąc on na próbę,
Przy biegunowym mrozie mustrował przez dobę
Car tę ziemię krwią mężnych, łzami matek sprawił
I jakby w swych siepaczy tyraństwa nie wierzył,
Żelazną tu kolumnę na falach krwi stawił,
By męczeńskich powodzi głębiny nią zmierzył.
Wznosi się straszny potwór jak olbrzym szatana,
Dwadzieścia sążni w górę cielsko swe wyciąga.

Anonim „Geografia warszawska”

Na Syrenie, godle miasta,
Uczy się każda niewiasta.
Nawet panny i pannice
Naśladują jej ulice.
Przykłady się wokół mnożą,
Każda chce być Piekną, Hożą,
Robi Oczki, "Orla-m!" woła,
Chociaż bywa Gęsią zgoła.
Nieraz się połapać trudno:
Myślisz - Czyste, a tu - Brudno,
Myślisz - Górna, a tu - Mała,
Panieńska, a tu - Niecała...
Chociaż inne zgodnym torem
Dążą za syrenim wzorem.
A więc bywa Śmiała, Miła,
Ciepła, choćby Zimną była.
Jest Żelazna, Betonowa,
Śliska, nawet Ślizgawcowa,
Bywa Wspólna i Ogólna,
Jednym słowem Kapitulna.
Bywa Ślepa ale Celna,
Bywa Stara ale Dzielna.
Gdy w sprycik zasobna głowa,
Mówią: "O, to Przemysłowa!".
Lecz, gdy się zakocha szczerze,
To z Wolnością Rozbrat bierze
I jest Dobra od tej pory:
Masz u niej same Fawory.
******************************
Uściski, buzi, ty a ty,
Wtem Topiel: jużeś żonaty.
Odtąd raj masz, co się zmieści
Od Kłopotu do Boleści.
Po tobie w domowym gnieździe
Żona jeździ jak po Zjeździe,
Ty do niej Cichą, Tłumacką,
Ona na cię Ordynacką.
Na nic twe pokorne słowa,
Mowa Gęsta a Miodowa,
Gdy słów żony pęknie tama,
Wali się Żelazna Brama:
Krzyczy żona, płaczą dziecka,
Adiu, droga Szczęśliwiecka.
Aż cię w końcu życia wiatry
Zawieją, gdzie Bonifratry,
Albo zdrowia Dunaj Wąski
Zawiezie cię na Powązki.
Tam się prześpisz, panie dziejski
Jak radny na Radzie Miejskiej
I zapomnisz w tej parafii
O warszawskiej geografii.

Jankowski „Ulice Warszawy”

Gdybym był na to wybrany,
By lud mieścić w tej stolicy,
Tak bym na każdej ulicy
Rozlokował różne stany:

Grzybów zyskaliby starzy,
Rycerską dałbym junakom,
Mączną dla panów młynarzy,
Nalewki wszystkim pijakom.

Gęsią mieliby plotkarze,
Senatorską – urzędnicy,
Nowiniarską – nowiniarze,
A Stare Miasto – klasycy.

Twardą skąpcy by osiedli,
Miodową zaś cukiernicy,
Orlą poeci wybledli,
A Nowy Świat romantycy.

Zapiecek – dziady i baby,
Wiejską – gbury i prostacy,
Boleść miałby każdy słaby,
Długą, Pokorną – biedacy.

Co mają pieniędzy wory
Pańską wzięliby bogacze,
Spadek – szczęsne sukcesory,
Krętą – wykrętni pieniacze.
………………………………………….
Żabią podeszłe dziewice,
A Żelazną – ludzie stali,
Bonifraterską ulicę
Wzięliby zarozumiali.

Na Pustej byłyby trzpioty,
A na Zielnej – aptekarze,
Jubilerowie na Złotej,
Na Faworach – pieczeniarze.

Hożą mieliby młodzieńce,
Bracką, Kościelną – dewotki,
Sowią zaś starzy bezżeńce,
Pochlebcy – Kamienne Schodki.

Kłopot wziąłby mąż złej żony,
Wesół – ulicę Wesołą,
Pawią – dumą napuszony,
Intryganty – Krzywe Koło.
……………………………………….
Zieleniarze – Ogrodową,
Targową mieliby kupcy.
Występni ludzie Brzozową,
A Owczą – to same głupcy.

Którym zyski dają konie,
Muranów dla tych zostanie.
Na Zatyłkach i Wygonie
Byliby wszyscy hultaje.

Pieszą wzięliby latawcy,
Fraszki – ludzie z pustą głową,
Poniedziałkowi szubrawcy
Piwną mieliby gotową.

Górną dałbym projekcistom,
Dunaj przekupkom w użytek,
Ślepą wszystkim kabalistom,
Piękną dla ładnych kobietek.

Suchą mieliby nudniki,
Rozbrat ludzie nie do zgody,
Bitną, Dzielną wojowniki,
A Wiślaną woziwody.

Wypędziłbym na Graniczną
Zbrojnych w potwarcze języki.
Spadłym z posad – za dziedziczną
Dałbym ulicę Koszyki.

Komuż mam oddać nareszcie
Piękne Krakowskie Przedmieście?
Niech tam sobie każdy stanie,
Kto grubo płaci mieszkanie.

Anonim „Poprawa Warszawy”

Pełna niegdyś Warszawa zbytków i rozpusty
Skromnie teraz zaczyna odprawiać zapusty:
Ustały już asamble, pikniki, baliki;
Zniknęły pełne złota bankierskie stoliki.
Tłumne dawniej i ciasne redutowe sale
Już są wcale przestronne na tym karnawale.
Ostrygi krwi nie psują, szampana nie znają,
Spociwszy się po tańcu ziółka popijają,
A Majnerty i Włochy, redutni kramarze,
Już biedni bankrutują na swoim towarze:
Ów ledwo utarguje kawy lub herbaty,
Ten za dwa lub trzy złote włoskiej czekolaty.
Wszyscy są filozofi: każdy medytuje,
Każdy nad marnościami świata rezonuje,
I ten, co wczoraj szalał, co złoto rozsiewał,
Dzisiaj czyta Senekę. Któż by się spodziewał!
Wszystko dzisiaj statkuje: i sługi, i pany.
Reszta jeszcze świstaków saneczkami dzwoni,
Roztrąca po ulicach, swoje głupstwo goni,
Ale tego niedługo, bo wszystko czas mierzy
I tych albo pieniądze, lub sanna odbieży.
Ciesz się, cały narodzie, że choć po niewczasie,
Nasza jednak Warszawa znacznie poprawia się.
Lecz długież te nadzieje? długież obietnice?
Oto, póki nie przyjdzie złoto za pszenicę.

J. Kaczmarski „Łazienki zimą”

Pejzaż wyrzeźbiony
   Jak z mrożonych kaw:
Kruche drzew korony,
   Porcelana traw.
Czapka capuccino
   W filiżance dnia -
Pod puszystą zimą
Gorzka fusów łza.

Biała kawa z pianką;
   Śmiga śniegiem śmiech...
To Król Staś z kochanką,
   Niewidzialny grzech.
Pałacyk na Lodzie,
   Zamarznięty Staw.
Puchem parku brodzi
   Szmaragdowy Paw.

W Zamarzniętym Stawie
   Kaczki - taś, taś, taś -
To światem się bawi
   Poczciwy Król Staś.
Zima Króla ziębi,
   Grzeje pieprzny żart.
Otchłanią Przerębli
Sunie Tłusty Karp...

Biskup we fioletach,
   Służba - kaczy brąz,
W szmaragdach - poeta,
   W długach wszyscy wciąż.
No i co, że w długach?
   Król, walutą łask
Dobrotliwie zruga,
   Ale spłaci nas!

Labiryncie ścieżki,
   Trop wiewiórczych stóp,
Rzeźby rzeźbi rześki
   Wiatr - mistrz mroźnych dłut.
Opalizujące
   W śniegu kacze łby,
W niebie - blade słońce,
   W labiryncie - my.

Gdzieś, za ogrodzeniem -
   Życie życiu wbrew:
Wrzaski, trzaski, wrzenie,
   Błoto, złoto, krew.
Tam - Apokalipsa,
   Nieuchronny kres.
Tu - nie grozi nic nam,
   Tu - niezmiennie jest...

Snadź pisane ciałom -
   Rozkosz, grzeszny czyn
I wyrozumiałość
   Satyrów i Nimf.
Snadź pisane duszom -
   Wiecznie snuć się w nas,
Kaczkom resztki kruszyć,
   Drżeć na pawi wrzask...

M. Romanowski „Rabin 1862”

Siadł rabin w smutku, pyta ksiąg mądrości,
Jakimi słowy cieszyć lud strapiony?
W łono mu co dnia, jak w urnę żałości,
Zlewają swoje łzy i krew miliony...
Ach! i nie budzi Pan mścicielów z kości,
Polsce cierniowej nie zmienia korony!
Wstał i na miasto poglądając łzawo:
„O Jeruzalem! - jęknął – o Warszawo!”

A wtem posłowie doń z niemieckiej ziemi
Wchodzą i głoszą bratnie pozdrowienie:
„Rabinie! - rzekną – tu Hiobowemi
Łzami ty płaczesz na krew i zniszczenie;
Tu wróg mieczami grozi ci ostremi,
Sławę zaciera i roztrąca mienie -
Pójdź do nas! porzuć synagogi krwawe,
My damyć mienie i spokój, i sławę.”

Słucha ich rabin i rzecze: „Posłowie,
Na sądzie Pana przeniewiercom biada!
Jam się tu zrodził; tu, służąc Jehowie,
Zginę, gdy zginie braci mych gromada.”
„Rabinie! - poseł niemiecki odpowie -
Nie miotaj darów, któreć kraj nasz składa;
Zważ: przyjaciółmi nam królowie świetni,
A przy tej Polsce kto stoi?”
- „Szlachetni.”

K. I. Gałczyński „Noc listopadowa”

Mglista Warszawo z lat trzydziestych,
gdy ewokuję twoją twarz,
nie wiem, jak zamknąć w anapesty,
jamby, trocheje i daktyle
wsiąkłego w mrok kamienic. "Zważ -
powiada mi historia, grożąc -
no co się ważysz, śmiałku mój,
ty, co rymowy tocząc bój,
chcesz rymem zakuć jak obrożą
moje dymiące serce. Stój...
Bo strojne dźwięki wzruszyć lirą,
kostium pokazać muzealny,
śmieszny pantalon z kaszmiru,
halsztuk a la mélancolique -
to bardzo łatwo... Ja - to krzyk,
jak lawa stygnący w wiekach..."

Mgła. Mgła. Mgła.
Cała Warszawa to mgła.
Cała Polska to mgła.
Pyta przechodzeń przechodnia,
jak wczoraj, jak dziś, jak co dnia:
- Kiedy się skończy mgła?
- ...Piotrze, to ty?
- To ja.
- Czy idziesz ze mną?
Mgła...

Szósta. Od Solca ciemno.
Widać, zamokły dyle narodowego browaru,
Widać, że nawet ogień przeszedł na służbę carów.
Widać, jak idę! Nowym światem
rwie nawałnica, burza młodych -

"Podchorążowie, hańba katom!"
"Witaj, jutrzenko swobody..."
Hej, Polacy! Na ulice!
Garstka serc u waszych bram -
na latarnię Targowicę!
Wolność niesiem!...

Ale tam
śpi na pokojach ciepło złote,
w niszach rzeźbione kandelabry
i damy nad Walterem Scottem.

. . . . . . . . . . . . .
a z nimi poszli ludzie z fabryk.

Resztę mój czytelniku, znajdziesz w starych skryptach,
w listach "...matko, umieram...", w sztychach, manuskryptach
i w śniegu syberyjskim czerwonym na milę;
i jak debatowano, by uczcić tę chwilę:
Ratusz na gwałt zaczęto więc iluminować,
pstrzyć girlandą meandrów, dębem dekorować,
ażeby Wolność była i ażeby Sława...
Tak po trudach, po nocnych usnęła Warszawa
z ludem jak morze głupim. I wodzów tragedią.

S. R. Dobrowolski „Ballada o Warsie i Sawie jako też o narodzinach m.st. Warszawy”

Byli sobie raz Wars i Sawa -
Ona chętna do figlów, on trzpiot,
Ona krzepka, jak rzepa baba,
A on niczym jak w marcu kot. [...]

Mieli chatkę maleńką nad rzeką,
Gdzie dziś Śląsko-Dąbrowski most,
Jedli kluski, miód pili i mleko,
I szczęśliwcy nie znali trosk. [...]

I tak w kółko – raz kluski, raz dzieci:
Pracowali i za dnia, i w noc.
Rok za rokiem czas prędko leci -
Uzbierało się dziatek moc.

W chatce z czasem robiło się ciasno,
Że syn córce na odcisk lazł.
Ech, u licha! Fundniemy im miasto!
Zawołali Warsowie wraz.

czwartek, 15 lipca 2010

D. Bratkowski „Warszawa Matka”

Samem doświadczył, że ta cna Warszawa
Dalszym przychodniom jest to matka prawa:
Z Litwy li będziesz, czyli od Kijowa,
Będziesz miał w mieszku, chętnie Matka schowa,
A bez pieniędzy swojemu ziomkowi
„Nie znam cię, synu!” - mówi Mazurkowi.