wtorek, 27 lipca 2010

J. Lechoń „Bajka warszawska”

Wczoraj nocą (wszystko ściśle
Z najlepszego źródła wiem)
Szedł jegomość przez Powiśle
Za Starego Miasta tłem.

W meloniku, kurtka krótka,
Wśród nadbrzeżnych zniknął traw.
Wzrok zamglony, siwa bródka:
Krótko mówiąc: Poldzio Staff.

Senna Wisła nagle drgnęła,
I w księżycu, z srebrnych wód
Cudna panna wypłynęła
Z rybią łuską koło ud.

I szepnęła: "Mój chłopczyku,
Nic się nie bój! Daj mi dłoń!
Tak jak stoisz, w meloniku
Pójdź gdzie mieszkam, w Wisły toń.

"Co się wahasz? Nikt cię nie zji,
Znasz mnie przecież z twoich snów.
Pogadamy o poezji,
I do miasta wrócisz znów.

"Pomarzymy o przeszłości,
Co pod gruzem miasta śpi.
Nie mam, widzisz, znajomości
Wśród tych ludzi z nowych dni".

Chlupnął Poldzio, i spod fali
Wyjrzał tylko jego nos.
Po czym całą noc gadali
Zaplatani w nimfy włos.

A nad ranem, gdy świt ściera
Mroki z sennych nieba lic,
Poldzio znów był u Fukiera
Suchy jakby nigdy nic.