Wierzbo ty moja, którą wiek on stary
Mianem przyodział najpiękniejszej wiary
Przeto, że pierwsza u wiejskiego płotu
Pękasz na powiew ciepłych dni powrotu:
Witam cię, drzewo, ty najmniej cenione,
Piasków Mazowsza jedyna ozdobo!
Ilekroć myślą zwracam się w tę stronę,
Na pustej wydmie wraz się schodzę z tobą,
Z twą rozwichrzoną spotykam zielenią
Nad wodą, w polu i przed chłopską sienią.
Pszczoła na ciebie nie zabiega skrzętna
I chrząszczyk tylko twych się czepia liści.
A ty mi przecież najwięcej pamiętna
I ty mi jedna szumisz najojczyściej.
Drzewino biedna, to raz rozżalona,
Kiedy się schylasz nad mogiłką szarą,
To raz żałośnie z zbolałego łona
Tony ciągnąca pastuszą fujarą,
To raz na fale mej rodzinnej rzeki
Rozdzielająca włosy, topielico,
Ta oddalona od lasów opieki,
Gdy wściekłe wichry w szpony cię pochwycą,
O wierzbo moja, masz ty swoje wdzięki,
Drzewo najmilszej, rodzinnej piosenki!
Ileż to razy, ty prostaczko sielska,
Nim jeszcze białe pojawią się kotki,
Nim na obejściu rozwiną się zielska,
Ku tobiem ręce wyciągał sierotki!
Gdy — było — serce pieśni się doprasza:
Choćby mi przyszło cierpieć zemstę Feba,
Choćby mi skórę zdarto jak z Marsjasza -
Za trochę pieśni, za kawałek nieba
Jam po gałązkę bez gniewu obawy
Wierzbową sięgał – jużeiż nie dla sławy,
Którą wielkości biorą na swe czoła...
Wierzbo, ty moja przyjaciółka z sioła,
Szarą sukmanką jak chłopka okryta,
Kiedyż cię moje oko znów powita?...
Wieniec pamiątek z twoich liści wiję,
Znajoma moja od dziecinnych latek:
Mikołaj święty z tobą na wiliję
Puka w okienko, zaziera do chatek,
A rózga w ręku na niesforne żaczę;
Przecie mnie twoje nie dosięgły prątki,
A miasto rózgi bywały kołacze...
O, wy rodzinne, serdeczne pamiątki!
Palmo Mazowsza, któraś nam wesele
Niosła na każdą Palmową Niedzielę,
Kiedyż cię polskie dzieci znów pochwycą
I pieśń zanucą: „Witaj nam, rodzico,
Ojczyzno nasza!"...
Na zaśnieżonym w zimowej zamieci
Szerokim polu ty, wierzbo uboga,
Oczom wieśniaka zabłąkanych dzieci
Wskazujesz jedna, gdzie do wioski droga.
Niebaczny chłopek siekierą cię zatnie,
Sukmankę twoją ciężki wóz zatarga:
A ty na piaskach jak milcząca skarga
Stoisz, na krańce spędzona ostatnie.
Na twych ramionach, pod tą ciemną gwiazdą,
Pod liści wiecznie szarpanych siermięgą
Kołyszesz wróbla biedaka też gniazdo:
Wybiórki świata pod tobą się lęgą.
Bądźże ty w mojej piosence sławiona,
Której nie słucha nikt i nikt nie ceni:
Bo moja struna – hej, ta moja struna!
Jedno z drzew naszych szumem się tam żeni,
Z chlupotem wody, gdy o brzegi w pędzie
Tłucze swe fale o srebrzystych grzywach,
Z jesiennym wichrem na rozległych niwach,
I nie z tym, co jest – ale z tym, co będzie.